piątek, 4 marca 2011

Wywiadujemy się! Dominika Sieradzan (ASPTT Mulhouse)

Dominika Sieradzan to polska siatkarka, która na co dzień broni barw ASPTT Miluza. Była zawodniczka m.in. Wisły Kraków, Muszynianki Muszyna oraz Calisii Kalisz po spotkaniu w trzech zdaniach podsumowała mecz z Tauronem oraz... zadeklarowała chęć powrotu do Polski.

fot. Dariusz Chećko
Grzegorz Bargieła: ASPTT Miluza poniósł dziś porażkę w rewanżowym meczu z Tauron MKS Dąbrowa Górnicza, przez co odpadł z dalszej rywalizacji w europejskich pucharach. Czy postrzega zatem Pani swój powrót do kraju jako nieudany?

Dominika Sieradzan: Dla każdej zawodniczki przyjeżdżającej do Polski z zespołem zza granicy takie mecze jak ten są naprawdę bardzo ciężkie. Każdy wtedy patrzy na ręce i komentuje wszystkie kroki na boisku. Dzisiaj zagrałyśmy zupełnie inny mecz niż w Miluzie. Podniosłyśmy się z kolan, podjęłyśmy rękawice i niestety troszeczkę nam zabrakło. Być może były to nerwy i zbędne emocje…
Spotkanie w Dąbrowie Górniczej wyglądało zupełnie inaczej niż pierwszy mecz, rozgrywany we Francji. Z czego to mogło wynikać?

Wydaje mi się, że przyczyn możemy szukać w naszym składzie. Drużynę tworzą obecnie młode dziewczyny, które mają po 22 i 23 lata. Niewątpliwie nabierają one doświadczenia grając w europejskich pucharach, ale jeszcze nie potrafią sobie poradzić z pewną tremą związaną z tymi występami. Praktycznie na wejściu mają duży respekt przed przeciwnikiem i dlatego ciężko im się gra. Dziś jednak stwierdziłyśmy, że przyjechaliśmy tu z Francji i grę głównie miałyśmy traktować jako dobrą zabawę.
 
Niewątpliwie ma Pani rację. Dąbrowianki dziś „musiały”, a wy tylko „mogłyście”. Waszą postawą zaskoczyłyście dziś chyba wszystkich, ale czy same siebie też?

Ja wiem, że taką siatkówkę gramy i tutaj nikt nie może mówić, że wyszedł nam tylko jeden mecz. Te europejskie puchary niestety ciągle nas paraliżują i tak to wychodzi. Osobiście nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego w ważnym i prestiżowym meczu, w którym można zaprezentować wszystkie swoje najlepsze atuty przed kamerami mamy takie „dwie lewe ręce”.
 
W takim razie gdy z „dwoma lewymi rękoma” doprowadzacie do tie-breaka i o mały włos go nie wygrywacie to ja aż boję się pomyśleć jak gracie gdy macie „dzień konia”…

(śmiech) My naprawdę potrafimy zaprezentować siatkówkę na przyzwoitym europejskim poziomie. Uważam, że w dwumeczu z Tauronem zabrakło nam głównie dokładności. Bardzo dobrze to było widoczne podczas piątego seta, gdy wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. W decydujących momentach my nie potrafiłyśmy przyjąć dobrze piłki, przez co rozgrywająca miała utrudnione zadanie, a przecież blok przeciwniczek tylko na to czekał. Także dokładność, dokładność i jeszcze raz dokładność.

Polski desant we Francji w postaci Pani i Anny Rybaczewski zaprezentował się w tym spotkaniu wyjątkowo dobrze. Nie ma co ukrywać, że trzymałyście grę swojej drużynie.

Dziękuję bardzo. Ania to chyba bardziej Francuzka, ale nigdy nie wyrzeka się polskich korzeni. Jeśli chodzi o mnie to kto wie, być może uda mi się jeszcze wrócić na polskie parkiety (śmiech).

A chciałaby Pani?

Pewnie, że tak! To byłoby wymarzone zakończenie kariery.

Kończąc już naszą rozmowę proszę przewidzieć przyszłość dla dąbrowskiej drużyny w Pucharze CEV.

Ja we Francji mam polską telewizję, więc widzę i bacznie obserwuję to co się dzieje na parkietach PlusLigi Kobiet. Ostatnio dąbrowianki prezentowały się bardzo dobrze i tak naprawdę nie wiem dlaczego dziś zagrały w sumie słaby mecz. Może to spowodowane jest jakąś zadyszką, albo po prostu odczuwają skutki rywalizowania co trzy dni. Do odważnych świat należy! Niech walczą w finale o zwycięstwo! Ja będę trzymać za nie kciuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz