fot. Dariusz Chećko |
Dominika Sieradzan: Dla każdej zawodniczki przyjeżdżającej do Polski z zespołem zza granicy takie mecze jak ten są naprawdę bardzo ciężkie. Każdy wtedy patrzy na ręce i komentuje wszystkie kroki na boisku. Dzisiaj zagrałyśmy zupełnie inny mecz niż w Miluzie. Podniosłyśmy się z kolan, podjęłyśmy rękawice i niestety troszeczkę nam zabrakło. Być może były to nerwy i zbędne emocje…
Spotkanie w Dąbrowie Górniczej wyglądało zupełnie inaczej niż pierwszy mecz, rozgrywany we Francji. Z czego to mogło wynikać?
Wydaje mi się, że przyczyn możemy szukać w naszym składzie. Drużynę tworzą obecnie młode dziewczyny, które mają po 22 i 23 lata. Niewątpliwie nabierają one doświadczenia grając w europejskich pucharach, ale jeszcze nie potrafią sobie poradzić z pewną tremą związaną z tymi występami. Praktycznie na wejściu mają duży respekt przed przeciwnikiem i dlatego ciężko im się gra. Dziś jednak stwierdziłyśmy, że przyjechaliśmy tu z Francji i grę głównie miałyśmy traktować jako dobrą zabawę.
Niewątpliwie ma Pani rację. Dąbrowianki dziś „musiały”, a wy tylko „mogłyście”. Waszą postawą zaskoczyłyście dziś chyba wszystkich, ale czy same siebie też?
Ja wiem, że taką siatkówkę gramy i tutaj nikt nie może mówić, że wyszedł nam tylko jeden mecz. Te europejskie puchary niestety ciągle nas paraliżują i tak to wychodzi. Osobiście nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego w ważnym i prestiżowym meczu, w którym można zaprezentować wszystkie swoje najlepsze atuty przed kamerami mamy takie „dwie lewe ręce”.
W takim razie gdy z „dwoma lewymi rękoma” doprowadzacie do tie-breaka i o mały włos go nie wygrywacie to ja aż boję się pomyśleć jak gracie gdy macie „dzień konia”…
(śmiech) My naprawdę potrafimy zaprezentować siatkówkę na przyzwoitym europejskim poziomie. Uważam, że w dwumeczu z Tauronem zabrakło nam głównie dokładności. Bardzo dobrze to było widoczne podczas piątego seta, gdy wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. W decydujących momentach my nie potrafiłyśmy przyjąć dobrze piłki, przez co rozgrywająca miała utrudnione zadanie, a przecież blok przeciwniczek tylko na to czekał. Także dokładność, dokładność i jeszcze raz dokładność.
Polski desant we Francji w postaci Pani i Anny Rybaczewski zaprezentował się w tym spotkaniu wyjątkowo dobrze. Nie ma co ukrywać, że trzymałyście grę swojej drużynie.
Dziękuję bardzo. Ania to chyba bardziej Francuzka, ale nigdy nie wyrzeka się polskich korzeni. Jeśli chodzi o mnie to kto wie, być może uda mi się jeszcze wrócić na polskie parkiety (śmiech).
A chciałaby Pani?
Pewnie, że tak! To byłoby wymarzone zakończenie kariery.
Kończąc już naszą rozmowę proszę przewidzieć przyszłość dla dąbrowskiej drużyny w Pucharze CEV.
Ja we Francji mam polską telewizję, więc widzę i bacznie obserwuję to co się dzieje na parkietach PlusLigi Kobiet. Ostatnio dąbrowianki prezentowały się bardzo dobrze i tak naprawdę nie wiem dlaczego dziś zagrały w sumie słaby mecz. Może to spowodowane jest jakąś zadyszką, albo po prostu odczuwają skutki rywalizowania co trzy dni. Do odważnych świat należy! Niech walczą w finale o zwycięstwo! Ja będę trzymać za nie kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz